Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.
119
GŁUPIA BABA

łońskiego roku spalili, cała chata do ziemi i dziecko z kolebką. To ona tak fort chodzi, a jak gdzie dzieciaka dopadnie, to zaraz łaps! że niby to jej... Jak tu kiedyś schwyciła na rynku żydowskiego bachora, to ci ją ludzie ledwie na szosie dognali; miała ci wtenczas grzanie, oj miała! a jeszcze mąż w domu pewnikiem jej dołożył. Bo to chłop, jak chłop — bił ci ją zawsze okrutnie i, powiadają, przebił. To i bez to bicie, bez ten ogień i dziecko — tak ci się jej we łbie wszystko pokiełbasiło.
— To jeszcze całe szczęście, że my dzieci nie mamy — rzekła pani Irena.
— A ja, mamusiu; ładnie... — przeciągając ostatnią zgłoskę,