Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.
132
GUSTAW DANIŁOWSKI

stem i szumem. Na horyzoncie w czarnej lawie chmur migały chwilami słabe, rozlewne ognie dalekich, bladych łun. Wyżej, jakby w cieczy zadymionej mgły, pływały nikłe, migotliwe kropelki rzadkich gwiazd.
Szliśmy w milczeniu.
Panna Iza wyprzedziła mnie cokolwiek, błysnęła jasną spódniczką w szerokim pasie sączącego się przez okna światła i znów się zmieniła w rozwiewny cień.
Poprzednie moje pomieszanie ulotniło się szybko, ogarniał mnie zato łagodny smutek, w którym się błąkał ledwie dostrzegalny niepokój, tak nieuchwytny, jak chwiejny lot lelka w nocnej pomroce.