Ta strona została uwierzytelniona.
135
GŁUPIA BABA
Chodźmy do furtki zobaczyć... Niech pan da rękę... tak ciemno... — poszarpanym, półgłosem przerwała pierwsza milczenie.
Ująłem ją lekko powyżej dłoni i wiodłem troskliwie i powoli po pochyłości ścieżki.
Po obu stronach chwiały się krzaki z mocnym szelestem; fantastyczne ich sylwetki przybierały dziwaczne, ruchliwe kształty istot nieznanych. Jakieś wielorękie, wiotkie postacie zdawały się wyrastać przed nami co chwila i pierzchać w gęstwinie, gdyśmy się ku nim zbliżali.
Siedliśmy na ławce. W niezwykłem roztargnieniu zatrzymałem przy sobie jej dłoń. Miałem pod pal-