Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.
136
GUSTAW DANIŁOWSKI

cami szybkie tętno jej pulsu, rytmicznie bijące, niby rozdrgana, minorowa struna.
Ten śpiew jej krwi kołysał całą moją istotę na jakiś cudny rozmarzony sen. Na dnie mojego serca rozpłakał się do wtóru pełen głęboki ton, niby żałosne echo dzwonu, huczącego gdzieś bardzo daleko w podziemiu. Czułem co chwila na piersiach i krzyżach ściskający chłód, jakby spływanie grubych, zimnych łez. Rękę chwytały mi raz po raz niepohamowane drgawki.
Poruszyła się; usłyszałem cichy szelest porywających się w niej wyrazów, zanim zaszemrały koło mnie, jak westchnienie.
— O, tam gwiazda. Pan widzi?