Ta strona została uwierzytelniona.
139
GŁUPIA BABA
dążyłem za nią, jakby wleczony jakimś niewidzialnym powrozem, który mi sprawiał i rozkosz i ból, i wyrywał z dna duszy błagalny jęk.
Zatrzymała się i raptownym ruchem obróciła się ku mnie. Wrosłem przed nią w ziemię i zgasłem w mgnieniu oka, jak zdmuchnięta świeca. Stała w świetle okien z opuszczonemi rękami; wiatr rozwiewał targające się końce szala, niby szare skrzydła. Rysy jej twarzy, zakrzepłe w nieruchomości, miały wyraz surowy, niemal cierpiący. Oczy były przymknięte. Wyniosłe jej piersi wzdymały się i opadały w szybkiem tempie urywanych oddechów. Podała się w tył, oparła się o ścianę, westchnęła długo