Ta strona została uwierzytelniona.
141
GŁUPIA BABA
jącem z okien, zrobiłem kilka kroków w bok i zatrzymałem się w cieniu.
W tej chwili znowu skrzypnęły drzwi i usłyszałem wołanie:
— Panie Stanisławie, ciocia prosi!
W swobodnym głosie panny Izy uderzył mnie lekki akcent swawoli.
Zbliżyłem się. Sylwetka jej cofnęła się do pokoju. Przed progiem zdjął mnie niesłychany lęk; stałem kilka sekund z zatajonym oddechem, nadsłuchując pilnie, jak zaskoczony na gorącym uczynku przestępca; w końcu, zebrawszy wszystkie siły, z rozpaczliwą odwagą popchnąłem klamkę.
Ciepłe, parne powietrze i światło odurzyły i oślepiły mnie od-