Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.
146
GUSTAW DANIŁOWSKI

kakrotnie bezkrwistemi wargami, nim wydobyła dźwięk.
— Tam, tam!
— Gdzie tam? Nic nie widzę! — spytałem, opanowując z trudem rozklekotane nerwy.
— Znowu! Maryanno! — krzyknęła po raz drugi ciotka; zerwała się z klęczek i siadła na łóżku, dygocząc całem ciałem.
Zjawienie się Maryanny i jej natarczywe badania zdołały w końcu wydobyć z ciotki wyjaśnienie, że ktoś się dobija do okna.
Próbowałem wytłomaczyć, że to wiatr, ale, nadstawiwszy uszu, dosłyszałem wyraźne, delikatne pukanie.
Z lekkiem mrowiem w kościach, pomimo protestów ciotki, wprawdzie niebardzo się śpiesząc, zbli-