Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
148
GUSTAW DANIŁOWSKI

ka; zatrzasnęła okno i poczęła uspakajać ciotkę.
— Niech się pani tego ścierwa nie boi; ziąb ci jest i na deszcz idzie, to tak się majta. A nuż, myśli, kto puści? — bo to tak, jak owca, lizie na światło. Niech pani tylko zgasi lampę i już!...
— Boże mój! — przychodząc do siebie, stękała ciotka. — Kiedy, powiadam wam, mówię sobie litanię, a tu pęc, pęc! Jakby kto mi nogi podciął...
— No, ma się wiedzieć — niespodzianie i to w nocy... Toż i mnie, jak pani krzykła, to aż teraz jeszcze w dołku...
— Niech Maryanna idzie spać, a ciotka zgasi lampę! — przerwałem zły i wróciłem do siebie.
Rozebrałem się po ciemku, otu-