Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.
151
GŁUPIA BABA

— Słyszę.
— Co to będzie? toż nas zniesie... Domek na kurzej łapie!
— Niech się ciocia nie boi: wytrzyma! — odparłem z przekonaniem, choć istotnie można było mieć pewne wątpliwości.
Wicher dosięgał chwilami zdumiewających rozmiarów.
Z początku dawało się słyszeć gromkie, nizkie huczenie, jakby ścieranie się w powietrzu skrzydlatych olbrzymów. Bojowy ten zgiełk, zbliżając się z błyskawiczną szybkością, zmieniał się stopniowo w przeciągły, wysoki dyszkant, w gwizd przeraźliwy.
W końcu nawałnica dzikiego wycia i szału uderzała w dom.
Wzdrygały się futryny; jęczały szyby żałośnie, a przerażone krzaki