Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
152
GUSTAW DANIŁOWSKI

szumiały naokół, jak zbałwanione morze. Wówczas nastała krótka, spokojniejsza sekunda, i raptem gdzieś w znacznem oddaleniu rozbrzmiewał jeszcze jeden, ostatni, zduszony, okropny prawie ludzki jęk: hoo! Poczem urywało się wszystko, rzekłbyś: padł śmiercią rażony tytaniczny trup.
Wkrótce jednak na jakiemś ponurem, niezmiernie dalekiem pustkowiu rozlegały się znowu przyciszone, jakby wyczerpane męką, nawoływania potępieńczych głosów.
Nie bałem się ani piorunów, ani najbardziej niepohamowanych wybuchów burzy, ale te momenty zmawiania się, istne tajemnicze spiski sił niewiadomych, napeł-