Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.
154
GUSTAW DANIŁOWSKI

Z drobnym dreszczykiem w piersi przegiąłem się w stronę okna i wlepiłem wzrok w czarne morze nocy.
Nie mogłem dostrzedz nic a nic.
— Deszcz — pomyślałem — lub ćma się tłucze; głupie złudzenie.
Wtem błysnęło i w sino-zielonym ogniu za szkłem mignęła mi, niby maska gipsowa, trupio blada, bolesna ludzka twarz. Żachnąłem się i ciężko usiadłem na łóżku z uczuciem słabości w kolanach i tysiąca mrówek na ciele.
Zmrużyłem oczy. Wówczas jeszcze raz ukazało mi się, jak w powidoku, to samo wybladłe oblicze i utonęło szybko, przepadło w labiryntach pamięci.