Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.
159
GŁUPIA BABA

pogoda dopisywała nam do końca lata. Grywaliśmy więc bez przeszkody po całych dniach w krokieta. Jerzyk mnie bijał po dawnemu, choć już nie tak bezkarnie. Przytem nie gniewały mnie jego zwycięstwa, bo gdy on z miną tryumfatora wracał do domu, ja z panną Izą odbywałem niedalekie, ale długie, wieczorne spacery, podczas których przekonałem się, że ten złośliwy cynik miał po części racyę.
Wszystko to już dawno minęło; od tego burzliwego wieczoru i nocy oddziela mnie przeszło dwadzieścia zimowych obumarć i wiosennych odrodzeń naszego starego globu.
Przez ten czas setki ludzi, widoków, zdarzeń, przygód, tysiące