Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.
161
GŁUPIA BABA

ze żrących dymów dżdżu, w błękitnym ogniu błyskawic wyrywa się na pierwszy plan i rzuca mi się w oczy zaszklona taflą szyby, niby skrzepem zastygłych łez, blada, człowiecza twarz. W śmiertelnie wylękłych jej rysach tkwi obłąkany stygmat zadawnionej krwawej boleści, ale wymowa jej, niegdyś trwożna i błagalna, nabrała dziś twardych akcentów żądań zuchwałych.
Ona już nie puka delikatnie i nieśmiało, ale poprostu wali obuchem w sam środek serca, wołając:
— Wpuść!

Nie mam władzy wyrzec się tego widoku, ani sam się odwrócić, ani ją do odejścia zniewolić. Proszę tedy:

11