Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.
179
PAN JABOT

szonego własnoręcznie codzień o kilka milimetrów wyżej i wyżej.

Patrząc na tę kolumnę z kartek, rozróżniał pokłady lat dalekich i bliższych i widział postęp powolny, ale stały, nietylko ilościowy, ale i jakościowy: na spodzie szarzał lichy karton — smutne wspomnienie pierwszych lekcyi dwuzłotowych, wyżej błyszczał ponętny brystol rublowych godzin prywatnych, a w górze lśniły się pysznie grube warstwy jeszcze zyskowniejszych lekcyi na pensyach, gdzie, tytułowany profesorem, miał możność przemawiać z podniesienia do licznego, choć trochę sennego audytoryum. Każdy taki przegląd generalny dotychczasowych owoców życia utwierdzał Jabota w wierze we

12*