Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.
194
GUSTAW DANIŁOWSKI

skurczyła się boleśnie przed druzgoczącem uderzeniem warczącego gdzieś w mrocznej dali pocisku. Był to moment krótki, dotkliwy i prawie proroczy: pobyt w szpitalu miał się dlań stać długotrwałem pasmem udręczeń, wobec których sama choroba zajęła stanowisko podrzędne.
Po ozdobnem, miękkiem pudełeczku, jakiem było jego mieszkanie, ta olbrzymia sala z wyszczerzonemi groźnie szybami dużych okien, czyniła wrażenie odpychającej szorstkości. Na ponurych ścianach wyłomy i rysy łupiącego się tynku wyglądały, jak zastarzałe rany i blizny w jakiemś wielkiem skostniałem cielsku. Proste żelazne łóżko, przy niem gładka szafka bez ozdób