Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.
199
PAN JABOT

lekkiego wzdęcia. Prostował się wówczas na łóżku, chrząkał, chwytał zeszyt metody i z lekkim rumieńcem na twarzy kreślił zamaszyście ołówkiem kabalistyczne znaczki. Były to momenty chwilowej ulgi, po których następowały nieprawdopodobnie rozwlekłe dni upadku, poniewierki, jakby doszczętnego zalania przez lepki brud, bijący od tego dwunożnego bydła, które instynktownie czując, że Jabot niem pogardza i w sercu swem maltretuje, obrało go z kolei za cel płaskich żartów i niewybrednych docinków.
— Bądzur, mosiu szczur! Koman wu porty wu? — witał go z przeciwległego łóżka co ranek zezowaty sklepikarz z prawym po-