Ta strona została uwierzytelniona.
207
PAN JABOT
zaśmiecało dokumentnie podłogę, rozsiadało się naokół łóżek, czuliło się, całowało, biło się z głośnym śmiechem po rękach, popłakiwało, wzdychało i opowiadało niezdarnie o domowych kłopotach, smutkach, plotkach i radościach; a chorzy zapominali o boleściach, niemocy i widmach śmierci, pijąc ów pieniący się łzami i śmiechem, gorzki w smaku, ale mocny trunek życia.
Wszyscy, nawet staruszek, któremu jakiś obdartus z pod ciemnej gwiazdy, o ponurem, a zarazem bezczelnem wejrzeniu, dostarczał od czasu do czasu w kawałku gazety szczyptę tabaki, zdawali się stawać lepszymi i zdrowszymi w ciągu tych kilku godzin zarwańskiej ulicy.