Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.
214
GUSTAW DANIŁOWSKI

W podobnym uciążliwym nad wyraz letargu zastał go pierwszy majowy wieczór tak ciepły, że okna w sali poroztwierano naoścież.
Była to sobota.
Obfity napływ świeżego powietrza, blizkość niedzielnego dnia, przyjemne ciepło — wszystkie te czynniki podniecały chorych, dodając werwy humorom.
Nieraz najwątpliwszej wartości dowcip toczył się, grzechocząc śmiechem, od łóżka do łóżka i omijał jedynie już bardzo schorzałych. Przez okna od strony miasta wdzierał się grzmotliwy turkot i huczny zgiełk walącego ulicami życia.
Jabot nie spał, choć miał oczy zamknięte.