Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.
218
GUSTAW DANIŁOWSKI

na ogród były jasne, jakby ociekające rozpylonem srebrem.
Jabot wodził wpółprzytomnemi oczyma dokoła z uczuciem lekkiego niepokoju, lecz i ciekawości zarazem, jakby to nie był znany obraz realnej rzeczywistości, lecz fantastyczna dekoracya, po raz pierwszy widziana.
Wzrok jego machinalnie odwracał się od ciemności i z uczuciem ukojenia zawisał na promienistych wiązkach wątłego światła.
Od tej strony płynął ku niemu falą szeroką przesycony zapachem, pieszczotliwy szept kwiecistych rozmarzeń miłości. Za temi oknami, jak dziewczę u progu kochanka, wzdychała raz po raz słodko i głęboko ciepła księżycowa noc.