Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.
219
PAN JABOT

A po każdem takiem westchnieniu następowało rytmiczne drgnięcie wszystkich gałązek liści i kwiatów, i ten tkliwy dreszcz wzruszenia sięgał do najgłębszych, nietkniętych nigdy myślą podkładów duszy Jabota; on jednak nic o tem nie wiedział.
Tuliły się z cichym szelestem rozkoszy kity bzów do siebie, nabrzmiewały rosą i słodyczą lepkie pęki nowej zieleni: pogrzebane żywcem w czeluściach ziemi zczerniałe korzenie, poskręcane męką poświęceń i pracy, odnajdywały siebie i swe szczęście na szczytach liściastych koron, szumiących ku gwiazdom i niebu.
Słowik rwał serce i przepojony