Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.
221
PAN JABOT

niby odblask tego wznieconego światła, zamigotały dwie duże łzy czyste i dobre, a na twarzy rozlała się łagodna łuna cichego szczęścia.
Gdyby go w tym momencie spytał staruszek, co to za dzień, odrzekłby mu życzliwie, z cichą radością, że to jest jakieś wielkie, uroczyste święto!
Bo w istocie w jego sercu odbywała się w tej chwili cudowna tajemnica zmartwychpowstania.
Wszystko, co było w nim z dobra, dźwigało się po długim letargu z pod skorup gruzów zjadliwych i zapleśniałych namułów — jedynego trwalszego dorobku samolubnego życia.
Ale staruszek nie pytał, bo spał.