Ta strona została uwierzytelniona.
282
GUSTAW DANIŁOWSKI
pani Haliny i wielkie, staczające się po jej policzkach, łzy.
— Och! panie Michale! panie Michale! — odezwała się w końcu przerywanym głosem wdowa i, zanim zdumiony flecista zdobył się na odpowiedź, wyrwała mu z ręki list i przycisnęła namiętnie do swych ust tę żółtą kartkę. Muzykowi, niewiadomo dlaczego, zrobiło się dziwnie smutno; wstał, spojrzał, jakby z wyrzutem, w rozpromienione oczy uszczęśliwionej kobiety i wyszedł tak szybko, że pani Halina, która go miała zamiar zaprosić dziś na obiad, nie zdążyła tego uskutecznić. Potrzebowała jednak widocznie przed kimś się wygadać, i to zaraz, bo chwyciła szal i, narzuciwszy go na głowę, przebie-