Ta strona została uwierzytelniona.
290
GUSTAW DANIŁOWSKI
od chudych szyi różnomaścistych koni, które w parę lub pojedynkę rozwożą sanki po całem mieście.
W chłodnem powietrzu unoszą się powoli białe puchy rzadkiego śniegu, co stanowi jedyny kontrast z całą tą pulsującą przyśpieszonem tętnem pstrą mieszaniną ludzi, gwaru, migających się sanek i świateł, co, zdaje się, dziś płoną także weselej i szybciej, niż zwykle. Ruchliwy wir ten zaraz od bramy porywa nową cząstkę w postaci pani Haliny, która się czuje w nim wybornie. Jej stan duchowy harmonizuje zupełnie z tym podnieconym i wesoło śpieszącym się tłumem. Idzie szybko, uśmiechniona, zręcznie wymijając przecho-