Ta strona została uwierzytelniona.
296
GUSTAW DANIŁOWSKI
kiwała, że na tę wieść obie kędzierzawe głowy schylą się pokornie do jej kolan.
Głowy jednak, zamiast na dół, jadą szybko w górę, są już pod sufitem, ciągnąc z najwyższych półek nowe pudła.
— Po czemu te? — wybiera pani Halina jeden z najgustowniejszych krawatów.
— Rubel pięćdziesiąt, pani dobrodziejko; czysty jedwab. — Dla pani odstąpimy złotówkę — dodaje szybko drugi, spostrzegając na twarzy wdowy drwiący wyraz.
— Gadaj pan zdrów, — oburza się wdowa — jest akurat tak czysty jedwab, jak pańskie sumienie. Biorę ten i ten mniejszy, razem dziesięć złotych; ani grosza więcej.