Ta strona została uwierzytelniona.
319
WIGILIA
Biały, duży koń, koszyk obok dorożkarza, za nim coś jakby mundurowa czapka.
— On, on... — szepcze, cała w ogniach, pani Halina, podbiegając parę kroków.
— Nie! oficer.
W następnych sankach czuła para; jadą w uścisku. Dalej już nic!
Pani Halina jest blizką płaczu, wytęża ucho... cicho! Co to jest? okropnie cicho, nie, jakiś dzwonek... O Boże! — mówi wdowa, odzyskując utrudniony oddech.
Dzwonek się zbliża bardzo powoli... jadą prawie stępa... dlaczego? Pierwsze puste... co to jest? drugie puste... to niepodobna! trzecich niema...
— Skąd wy, skąd wy? — do-