Ta strona została uwierzytelniona.
320
GUSTAW DANIŁOWSKI
pytuje się wdowa jakimś zająkliwym głosem, gorączkowo i prawie z rozpaczą.
— A juści z dworca — odpowiadają chmurnie dorożkarze — pasażerów, psia kość, niema; po próżnicy człowiek się włóczył.
— Z dworca! — powtórzyła Halina, łapiąc się za kratę. — Nie, to nie może być! on przejechał wtenczas, tak, tak!... — szepcze, czując, że się pod nią trzęsą nogi.
— No, jedzie pani, czy nie? — pyta dorożkarz.
— A jakże!... jadę... jadę... tylko prędko, mój panie — mówi wdowa przepojonym łzami głosem, pakując się do sanek.
— On jest w domu, napewno —