Ta strona została uwierzytelniona.
86
GUSTAW DANIŁOWSKI
cznie rozszeptanych liściach, na lewo gęste zarośla z wynioślejszym krzakiem kaliny, a pośrodku dobrze udeptana żwirowata, ścieżka, która, niby rzeczułka, rozlewała się szybko w prostokątny, bity placyk, jakby stworzony do krokieta i istotnie upstrzony bramkami. Przy placyku bielił się parterowy domeczek z wysokim śpiczastym daszkiem i dwoma wązkiemi oknami, z których jedno było zwykle otwarte, a drugie zamglone tiulową zazdrostką. W domku tym spędzały lato jakieś dwie panie, jak się okazało, Warszawianki, matka z córką.
Poznaliśmy się bardzo prędko, gdyż prócz sąsiedztwa łączył nas naturalny węzeł w postaci wspólnej piwnicy, oraz kumostwo wy-