Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

podniesienia piękności miasta. W tym kierunku działalność nasza nie jest skrępowana, więc działajmy. Teraz kraj nasz jest wyczerpany wstrząśnieniami ubiegłych lat, dawne metody zawiodły. Słyszę, że za kordonem zachodzi jakiś przewrót w pojęciach; z odległości wydaje mi się to dość fantastyczne, choć pociąga, jako konkretny czyn, a nie gadanie, do którego nie mam talentu i straciłem ostatecznie smak wszelki. Do polityki się nie nadaję: gdy przyjdzie co do czego, zapewne mnie nie zabraknie, tymczasem robię to, co mogę i potrafię. Miastu przybywa nowa dzielnica. Pragniemy ją utrzymać w naszych rękach, nietylko w rękach naszego kapitału, ale w rękach naszej twórczości artystycznej, i zabudować wszystko w oryginalnym, swojskim stylu. Tyle oto zostało z tych wielkich marzeń, któreśmy niegdyś roili, Lili!
— No, tak — westchnęła — we troje, bo i Stefan przecież, choć on dalej, inaczej może, ale marzy...