Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— On jest od tego, a ja od roboty — rzekł trochę złośliwie Brunon, a Lili, widząc, że chce jeszcze coś dodać, położyła mu rękę na ustach, a gdy ją pocałował, powiedziała:
— Winnam, bom zaczęła sama. Mówmy dalej o projekcie.
— Bliższych szczegółów dowiesz się na zebraniu. Program przyjęcia: dasz najprzód herbaty, potem po obgadaniu zimne przekąski, a jeśli się dogadamy, to za powodzenie naszych planów wniesiemy toast szampanem. Zamówiłem ci fryzyera; proszę cię, uczesz się po grecku.
— Greczynki brunetki!
— Nie wszystkie, a Fryne taka złota, jak ty.
— Co za porównanie! — ruszyła ramionami Lili i poszła po zakupy, a Brunon zajął się przygotowaniem notatek.
Zebranie było naznaczone na ósmą wieczór. O wpół do ósmej zjawił się z bukietem dyrektor Załęski, stale podkochujący się w Lili, oficyalny jej wiel-