Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo łatwo pani potrafi, jeżeli zechce: proszę wyfotografować się tak, jak pani stoi, w dużym formacie i jeden egzemplarz przeznaczyć dla mnie.
— Skoro pan sobie życzy, a Brunon się zgadza...
— Ależ choćby cały tuzin — odezwał się Brunon, przeglądając dalej swe notatki.
— Widzi pani, jaki hojny... Dziwię ci się, że nie każesz zrobić portretu. Mam tu jednego młodego malarza. Dyablo zdolny.
— A wiesz, Lili, że Zygmunt ma racyę...
Przerwał mu dzwonek i po chwili zjawili się bracia Gessnerowie, a wkrótce wszyscy znaleźli się w komplecie i po krótkiej towarzyskiej rozmowie, na propozycyę Załęskiego, Brunon zabrał głos.
Mówił jasno, gładko, treściwie i przekonywająco, ilustrując swe przemówienie planami.
To też po krótkiej dyskusyi sprawa została w zasadzie załatwiona; po-