Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

nił otomanę na fotel, który postawił tuż obok jej wezgłowia, tak, że mogła każdej chwili go zbudzić, lub ująć za rękę, co czyniła często, gdy usnął, jakby chcąc sprawdzić nietylko wzrokiem, ale i dotknięciem, że ktoś blizki jest przy niej, gotów ją zasłonić przed widmem śmierci, której się bała, a myśl, że może umrzeć samotnie, napełniała ją panicznym lękiem.
Do Stefana napisała, iż znów jest tak niezdrowa, iż leży.
W odpowiedzi otrzymała trochę niedowierzający list, na który nie wiedziała, jak mu odpisać. Duszę jej zawlókł smutek, a potem otwarło się jakieś niewiadome źródło łez, które spływały czasem bez powodu, poczem następowała dziwna duszy cisza, w której zaczynało się rodzić nieśmiałe marzenie, że mogliby być teraz we troje.
Zdawało jej się, że jej stan uśpionych pożądań cielesnych wyzuje i ich ze zmysłowych pierwiastków, że serdeczny pocałunek, ciepły uścisk dłoni, tkliwy wy-