Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie wszystkie przeżyte bóle i płoną, jak żywe!
Otwarły się stare blizny i jedzą mi duszę, jak gangrena. Ciemno mi jest, choć słońce świeci, pusto i zimno. Zgasiłaś mi słońce, zabrałaś ciepło uczucia i myśli, że nie mam czem żyć.
Zabijasz mi duszę powolną torturą, ty, niby dobra i taka o mnie troskliwa, ty, o której nie wiem, co myśleć: czyś istotnie chora, czy tylko przewrotna! Nie mogę dłużej pisać, serce me otrute, poszarpane nerwy, rany w mózgu“...
I w liście Stefana było niewiele przesady, dużo szczerej prawdy, wyrażonej jedynie w sposób jaskrawy.
Skir tęsknoty i złych, podejrzliwych myśli toczył mu duszę; niepokój oczekiwania, gorycz zawodu szarpała mu nerwy. Stał się istotnie niezdolnym do pracy. Chodził, jak błędny, przepędzał czas jakby w malignie, budził się w godzinach wieczornej i rannej poczty i, drżąc wewnętrznie, oczekiwał przy oknie na listonosza; gdy ten wchodził w bramę