„Przyjeżdżaj natychmiast wprost do mnie. Lili jest chora i wzywa cię. Brunon“.
Zrozumiawszy treść, Świda doznał uczuć niepokoju i trwogi, pomieszanych z radością, że ona go wzywa.
Potem zaraz spadł na niego szereg kłopotów, związanych z nagłym wyjazdem.
Nie miał paszportu, był nieco skompromitowany politycznie, trzeba było szwarcować się za cudzym, w dodatku z zupełnie nieodpowiednim rysopisem, to też dla bezpieczeństwa musiał jechać cokolwiek okólną drogą.
Wszystko zajęło mu kilka dni czasu. Wreszcie, wybrawszy pociąg, który na granicy stawał wieczorem, wsiadł do wagonu.
Z pewnym niepokojem znalazł się w sali rewizyjnej. Miał chwilę absolutnego zapomnienia nazwiska, za którem jedzie, i w zimnym pocie w decydującej chwili wydobył je z jakiegoś zatrzaśniętego zakątka pamięci.
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.