Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

prowadzić jaki taki ład w doprowadzonym do chaosu lokalu.
— Niema nic — przewinęło mu się po spieczonych wargach. Położył się na łóżku, zapalił papierosa i, otrząsając popiół na marmurowy blat stolika, zapatrzył się w wiszącą u sufitu pajęczynę.
Chwilami przymykał oczy i zapadał w stan bezmyślnej tępoty. Wreszcie rozebrał się leniwie i usiłował zasnąć. Ale zamiast snu napadały go od czasu do czasu momenty odrętwienia, po których, jakby poderwany nagle obcą siłą, cucił się, jakby przerażony. Zapalał papierosa, odrzucał go, czując zgagę w gardle, i wtulał się głową w poduszkę, błagając o sen. Nad ranem zasnął twardo: około południa obudził się w stanie ciężkiego odurzenia, jak po przepitej nocy, z poczuciem leżącego gdzieś w głębi postrzału smutku. Leżał długo, czując, że nie ma po co wstawać, wreszcie podźwignął się, umył jako tako i począł się ubierać, myląc się co do części ubrania. Nagle usłyszał zbliżające się po schodach