obu stronach łóżka, trzymając ją za zdrętwiałe ręce.
Stefan nazajutrz chodził, jak struty, i nie śmiał spojrzeć w twarz Lili, ale ona zaczęła pierwsza z cichym uśmiechem:
— Nie gniewaj się na mnie: jabym uległa, ale sprzeciwiło się me chore serce temu. Ono jest tak czujne, że mnie przed niestosownością ostrzega, co mam czynić, dyktuje.
Rada jestem z tego, co się stało, bo czuję, że ta noc, w której mnie obaj trzymaliście za ręce, noc spędzona we wspólnej trwodze o mnie zbliżyła was bardzo. Przeze mnie przeżyliście wspólne uczucie serdecznej troski.
Słyszałam, jakeście z sobą bratersko szeptali, jak naradzaliście się nade mną — słyszałam wszystko, choć niby spałam, a właściwie leżałam nieruchomo, zmęczona, i było mi tak dobrze, tak słabo i słodko, że przygarnęłabym was obu do łona, i myślałam, że wreszcie nadejdzie taki moment, że żaden z was
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.