Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ona powiada — zaczął upadłym głosem Stefan — że powinniśmy się niejako sprzymierzyć, z tem jej podwójnem kochaniem się pogodzić, szczęścia posiadania jej sobie nie zazdrościć, sercu jej wierzyć; powiada, że byłoby to dla niej pełnią szczęścia, w której rozkwitłaby, jako kwiat w słońcu.
— Skoro to jej jest do szczęścia potrzebne, powinniśmy to postarać się uczynić — zaczął Brunon nieswoim głosem. — Tak dłużej żyć niepodobna. My, zdrowi i silni, potrafimy wytrzymać, ale ona jest delikatna i chora: musimy się zgodzić z tem, co jest istotnie i o czem wiemy doskonale. Powinniśmy się z sobą pogodzić, jeżeli nie faktycznie, to pozornie.
Odwrócił się nagle, wyprostował całą wyniosłością swego wysokiego wzrostu, wyciągnął muskularną dłoń i rzekł:
— Daj rękę i słowo, że choćbyśmy się mieli tem męczyć, jak potępieńcy, zachowamy wszelkie formy szczerej przyjaźni, wszelkie pozory, że ulegliśmy