tym na usta skurczem całego wnętrza cichym pojękiem. Leżący dawno i zwinięty pod sercem kłębek rozkręcił się, jak sprężyna i, wrzynając się w ciało, opasał mu wszystkie członki i zimną obręczą zacisnął się na czole.
Mijał zwolna atak ostrej boleści i nastąpiły pauzy kompletnej prostracyi, zupełnego obałwanienia.
Wstał blady — wziął list i, położywszy się, czytał go raz po raz, szukając jakiegoś innego znaczenia, czegoś, coby mogło podać w wątpliwość istotną treść tych kilku jakby jednem pociągnięciem pióra skreślonych słów.
Przewracał puste stronice, oglądał kopertę, stempel pocztowy i znowu zapatrywał się w czarne sznurki czytelnego jej charakteru, w szereg słów jasnych, a jemu ciągle jeszcze niepojętych, jak hieroglify. Wreszcie słowo po słowie, jak kleszcz wpijający się w ciało, kolejno wszczepiały mu się w mózg okrutne wyrazy.
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.