Lili istotnie spała.
Obudziła się dopiero pod wieczór, czuła się jakoś nieswojo, ale, przynaglana przez Brunona, musiała jeść więcej, niż zwykle. Przy końcu kolacyi rozruszała się, ożywiła i nawet ślady rumieńców wystąpiły jej na twarzy.
Gdy przyszedł czas spoczynku, oświadczyła, że jej się spać zupełnie nie chce.
— No, to ją baw, Stefanie, ja muszę jeszcze popracować, a jutro wypadnie mi wcześniej wstać: musimy splantować jedną ulicę.
Spojrzał na zegarek.
— Za godzinę dasz jej łyżkę tej mikstury — wskazał na flaszkę.
— Ale Liluś — pocałował ją w rękę — nie będzie dużo mówić i postara się zasnąć.
— Zasnąć! — wymówiła Lili, gdy wyszedł. — Gdyby to można na rozkaz spać, śnić, czuć, czynić wszystko — możeby to było i dobrze.
— Wątpię — zauważył Stefan — życieby straciło wszelki urok bez tej swo-
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.