bodnej gry uczuć, instynktów, chęci i pragnień.
— O tak — zamyśliła się Lili, leżąc na wznak z podłożonemi pod głowę dłońmi, przyczem zsunęły się luźne rękawy jej matinki, odsłaniając białe, alabastrowe ramiona; z pod ażurów błyszczały dopół obnażone, zlekka dyszące, pełne pokus piersi.
Stefan mimowoli przymknął oczy, czując, że drży, i przez zmrużone powieki chłonął ją oczyma.
Lili poznała wymowę tego wzroku, szybko spuściła ręce, zasłoniła rzęsami źrenice, czując prawie z przerażeniem, podnoszącą się w niej zwolna ciepłą wibrującą falę, od której wzdymają się piersi i słodko rozchylają usta.
— Lili — porwał ją w objęcia Stefan i począł całować i ściskać, rwać obłąkanemi rękoma wstążki na ramionach.
Nieprzytomny, jak przez mgłę, słyszał jej szlochające szepty:
— Stef, puść mnie, Stef!...
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.