małego w tyle księgarni zasieku, gdzie się odbywały operacye finansowe.
— Więc jakeśmy to mówili?...
— Za 2500 egzemplarzy — 600 rubli.
— Tak, za dwa do trzech tysięcy — i wydawca począł kreślić szybko na papierze jakieś hieroglify. — A więc — rzekł po namyśle — za 3000 — 600.
Świda rozumiał, że traci, ale nie oponował.
— Co do terminu wypłaty, to na stół 150, po wydaniu drugie tyle a reszta za kwartał.
— Jabym chciał mieć całą sumę — zdobył się na energię Świda — muszę wyjechać, jestem niezdrów.
Wydawca się skrzywił i począł się skrobać w głowę.
— Widzi pan — zaczął — to zmienia postać rzeczy. Rynek cierpi na brak gotówki, dyskonto drogie — jeżeli jednak pan istotnie potrzebuje, dla pana tylko, ale po odpowiedniej redukcyi. — Tu szybko nakreślił szereg cyferek. — 50 — wygłosił. — Teraz ozdobna okładka,
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.