ciwnie, ja bardzo cenię, sam przecież za młodu bywało kropiłem wierszyki do przyjaciół, przyjaciółek, okolicznościowe — powiadam panu, że aż ha!... i kto wie, coby było, gdyby nie interesy, kłopoty.
Tu wydobył pięć storublówek nowiusieńkich, prosto z pod stempla, a widząc, jak Świda pakuje je niezgrabnie: — Ja panu do kopertki — złożył zręcznie pieniądze. — I dokądże to, jeśli wolno, i kiedy?
— Jak najprędzej — odparł Świda i wkrótce z uczuciem ulgi znalazł się na ulicy.
Czynność pakowania zmęczyła go do reszty. Kuferek, w którym Lili umiała pomieścić moc rzeczy, ciągle okazywał się za ciasny. Wreszcie się uporał, zapłacił za mieszkanie za miesiąc z góry i pod wieczór znalazł się na dworcu.
I znowu, jak przed miesiącem, patrzył na tę samą przestrzeń migocącą światłami, ale już bez niepokoju oczekiwania, lecz z uczuciem cichej rezygnacyi czło-
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.