Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko ustami, za nią bowiem śpiewała cała sala.
Lekki uśmiech wywoływał mu na twarzy szumny afisz, gdzie każda śpiewaczka musiała nosić jakieś świetne określenie: „eccentrica“, „originale“, divetta grazioza“ lub „stella neapolitana“. Do programu stale wchodziła: „distinta eroica“, poważnie ubrana w wieczorowej tualecie, o lepszym głosie, śpiewaczka z poważniejszym repertuarem miłosnych pieśni, które wzruszały go głęboko.
Poecie nieraz łzy stanęły w oczach, a przy rzewniejszych nutach doznawał tak silnego roztkliwienia, że wychodził z sali, by w głos się nie rozpłakać, i długo się błąkał w samotności, nim uspokoił rozedrgane nerwy.
Czasem jeszcze budził się w nocy z wrażeniem, że się w nim nagle podnosi ta sama uśmierzona fala łez.
I choć się wstydził — płakał.
Był to płacz bez szlochu, łzy wylewały się jakby z przepełnionego naczynia, wreszcie fala się obniżała i płacz