Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

wzruszeń i runęły, jak oberwane, w czeluście smutku.
— Lili — poczuł w szepcie słodycz jej imienia i ze ściśniętej piersi wydobył mu się stłumiony jęk ockniętej boleści.
Zacisnął mocno powieki, wstrzymał oddech i siedział chwilę, jak martwy. Pulsa kołatały mu w skroniach, cierpły zaciśnięte palce.
Całą siłą woli powstrzymywał wewnętrzne drgania, czując, że lada chwila przeobrazić się mogą w niepowstrzymany szloch.
Wreszcie opanował się, odetchnął głęboko i z wrażeniem skazańca, oczekującego na wyrok, siedział nieruchomo w stanie takiej rezygnacyi, że zjawienie się Lili z Brunonem przyjął dość spokojnie.
— Chodźmy do przystani — odezwała się pierwsza Lili.
Świda dźwignął się i szedł za nimi, pozostając cokolwiek w tyle.
Okręt, gotowy do podróży, stał o kilkadziesiąt kroków od brzegu. Musieli