Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

wziąć gondolę. Brunon i Lili siedli obok siebie, Stefan naprzeciwko. Płynęli w milczeniu. Lili z twarzą skupioną. Brunon z surową, tającą w kątach ust cierpienie.
— Do widzenia, Lili — pocałował ją w obie ręce. — Bądź zdrów — rzekł zimno do Świdy, wstąpił na schodki i znikł na pokładzie. Po chwili ukazał się znowu i, oparty o balustradę, patrzał badawczo we wzniesioną do góry twarzyczkę Lili, która w świetle księżyca przybrała wyraz lunatyczny.
Począł coś mówić, ale głos dzwonka i przeraźliwy ryk syreny zagłuszył słowa... Łodzie się cofnęły — statek drgnął, zataczając koliste fale. Zatańczyły gondole. Lili trzepotała chusteczką, ze statku odpowiedziały setki białych sygnałów i ginęły w mgle. Wkrótce roztopił się w mroku kadłub okrętu i pozostał tylko biały szlak spienionej fali i migające coraz słabiej i mętniej światełko latarni na maszcie.
Lili ścigała je oczyma, aż zgasło. Świda przypatrywał się jej wyprostowanej