Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

postaci i zauważył, że rozkwitła w biuście, zachowując dawną smukłość i świeży, prawie dziewiczy wyraz twarzy.
— Straszniem zmęczona — wyrzekła cicho, siadając — wrócimy do hotelu gondolą. Dobrze?...
By dostać się do hotelu, trzeba było zrobić spory krąg.
Płynęli czas pewien wzruszeni i w milczeniu.
— Siądź przy mnie — odezwała się pierwsza Lili, a gdy poeta znalazł się przy niej, ujęła go miękko za rękę i poczęła mówić, jakby rozpamiętując:
— Stef, ja nie zapomniałam żadnej najdrobniejszej chwili szczęścia, którą przeżyłam przy tobie. Pamięć moja nie chwyta złego, zachowuje tylko to, co było dobre — i wszystko jeszcze powróci, o ile zechcesz, o ile się zgodzisz... O tem w listach pisałam — ale zginęły, więc ci to mówię, choć mi to trudno. Wszystkiego wypowiedzieć nie zdołam, są bowiem przeżycia tak dyskretne, że ich człowiek sam sobie nie śmie wyznawać. Nie trzeba być