Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

w nim fale różnorodnych uczuć: tkliwych, słodkich, bolesnych. Z rozżalonej do dna duszy podnosiły się stare smutki, wynurzały się dawne kwiaty szczęścia, niektóre dziwnie świeże, inne spłowiałe, inne znów na nic zwiędłe i sczerniałe.
Z serca, jak z otwartego kielicha, buchały do głowy jakieś odurzające mgły, dymy, to wonne, to zgryźliwe, czemś gorzkiem zatrute.
Jakieś niezwykłe rozdrażnienie nie pozwalało mu spleść ani jednej jasnej myśli. Nie był w stanie zdać sobie sprawy z tego, co go spotkało: szczęście, czy niedola? Czuł jednak, że ona jest blizko, i że z tego powodu ogarnia go trwoga i niepokój.
— Czy można? — naraz skrzypnęły drzwi i ukazała się, jak dawniej, uśmiechnięta i nieco zażenowana, różowa twarzyczka. — Czy nie przeszkadzam? — wychyliła się z framugi do pół stanu. — Co mój pan chodzi, jakby nowy utwór obmyślał? — i wsunęła się w miękkim niebieskim szlafroczku, a gdy wy-