dzy wami staje się rozdarcie? I czyż można — dodała głosem przesiąkniętym łzami — czuć się dobrze, widząc, że stwarzam nienawiść pomiędzy tymi, których kocham?!
Ja się między was rozdzielam sprawiedliwie, daję często ponad siły, więcej nieraz, niż pragnę, ale wam zawsze za mało, wybyście mnie chcieli rozszarpać — ni mnie ni tobie — to jest wasza męska logika i zasada.
Rozpłakała się.
— Tak — łkała — to jest logika, którą się pysznicie, prawo wyłącznego władania, nie liczące się z niczem. O jakież to straszne, nawet upokorzające!
Szlochanie zatamowało jej głos.
— Lili, nie płacz — uspokajał ją niejako z obowiązku Świda. — To, co mówisz, gryzie mnie w serce, bo przykro jest, no, jak ci to powiedzieć... nie przyjęte są w dziedzinie Amora wszelkie porównania... — ostatni wyraz wymówił ze szczególnym naciskiem.
Lili zerwała się z pościeli, jak uką-
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.