Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

jej prośbę, ale niechętnie, z usprawiedliwionych zresztą powodów: brulion jego był bardzo nieczytelny, pełen rozmaitych, dla niego tylko zrozumiałych skrótów, zygzaków, okresów ledwie tylko dla pamięci zaznaczonych.
W tej postaci rzecz nie mogła wywierać odpowiedniego wrażenia, wielokrotnie musiał dopełniać treść komentarzami, wreszcie zniechęcony przerywał i mówił:
— Lili, to jest na nic, to jest tak, jakbym cię prosił, byś mi dała pokosztować surowy, niewyżyłowany befsztyk; przyrzekam ci za to, że otrzymasz pierwszy z pod prasy egzemplarz mojej „Salome“, i mogę powiedzieć, że w książce tej dużo będzie z tego, co pochodzi z ciebie: przy tobie zrodziła się ta moc namiętności, która w tych kartach płonie, od ciebie uzyskałem dar otulania czarem spraw miłości, przepajania ich nieodpartym powabem. Sądzę, że dobrze to napiszę, bo doszedłem do tego punktu, w którym się twórca zrasta z tematem;