Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

Stefan, oszołomiony powieścią, zdawał się jej półsłówek nie rozumieć; obawiała się powiedzieć mu o tem otwarcie, by uniknąć przykrych scen, któreby ich oboje kosztowały bardzo wiele.
Unikała jego pieszczot, czując, że nie może mu oddawać pocałunków z dawnem wylaniem, ale on tej zmiany w jej nastroju nie spostrzegał, co jej sprawiało olbrzymią przykrość. Miała wrażenie, że spadła dlań do poziomu istoty, z której się tylko czerpie, nie troszcząc się o to, co jej się wzamian daje.
Tembardziej ją to bolało, że Stefan dawniej w szczerych swych zwierzeniach wyznawał, iż w stosunku miłości najwyższą rozkoszą jest poczucie, że ukochana istota za naszą sprawą doznaje słodkich upojeń.
Przerażała ją ta nagła zmiana: nie oryentowała się bowiem, że unoszona szałem twórczości dusza poety dochodziła chwilami do tak wysokiego stopnia zachłanności wewnętrznej, iż zatracała poczucie istnienia czegoś ściśle określone-