go poza sobą, że Lili chwilami stawała się dlań jakby tylko ogólnem wcieleniem kobiecości, zawrotną, pociągającą otchłanią płci odmiennej, w której gorejąc, tracił zmysły i tonął.
Skutkiem tych nieporozumień Lili płakała po nocach, dni stawały się jej posępne, a nadejścia wieczoru przejmowały trwogą.
Czuła, że jeżeli tak dalej trwać będzie, przestanie go kochać i wówczas budził się w niej straszny żal utraty tych matczynych, rozlewnych wzruszeń, których doznawała w troskaniu się o niego, tej denerwującej, delikatnej pieszczoty, którą umiał sięgać do najsubtelniejszych zakątków jej czucia.
— Muszę wyjechać — postanowiła i zdecydowała to uczynić w sposób nagły, niespodziany.
Przekonała się, że rozluźniać nić powoli się nie da, że najłatwiej będzie załatwić sprawę krótkiem szarpnięciem.
Po powzięciu tego zamiaru zrobiło jej się lżej na duszy, wróciły serdeczne
Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.